Autor |
Wiadomość |
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Śro 18:11, 13 Sty 2010 |
|
To ja podobnie jak Karolek skrótowo, bo czasu jakoś brak na pisanie obszernych recenzji. Sesja, te sprawy
Mroczny Rycerz (The Dark Knight, 2008) - Lubię filmy Nolana, lubię Bale'a, ale nie do końca rozumiem te wszystkie ochy i achy i 9 miejsce na imdb (wielkie WTF!?). Jeśli chodzi o Batmana, to niedoścignionym wzorcem pozostają dla mnie dwa pierwsze filmy Burtona. Nicholson jako Joker podobnie, nie ujmując nic Ledgerowi, bo zagrał dobrze. Dark Knight to dobry film i tyle.
Ocena: 7,5/10
Hellboy (2004) - Znowu w klimacie komiksów. Ron Perlman nie zagrał Hellboya, on się nim stał. W ogóle ciekawa to postać, diabelski pomazaniec z dobrym usposobieniem, zajadającymi się tonami naleśników Trochę komedii, trochę romansu i sporo komiksowej akcji z piekła rodem. Jeśli kogoś nie odstraszają takie klimaty to śmiało może się zabierać za Hellboya.
Ocena: 6,5/10
Ocean's 11 (2001) - W końcu obejrzałem film, który wielu uważa już za dzieło kultowe. I co? Jeśli w takich kategoriach mam to rozpatrywać, to się rozczarowałem Ocean's to fajny i lekki film, z dość ciekawym scenariuszem, dlatego przyjemnie się go ogląda. Zapewne też z powodu gwiazd, których mamy tu zatrzęsienie. Paradoksalnie jest to jednocześnie wada, bo ani Clooney, ani Pitt czy Damon, nie mogąc skupić na sobie całej uwagi, pozostają trochę tacy nijacy, if you know what I mean ;P Skok nawet robi wrażenie, ale drugie "Żądło" to to nie jest.
Ocena: 7/10
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 1:25, 15 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Czw 19:31, 21 Sty 2010 |
|
SEZON NA LESZCZA (2000) - Film wyreżyserował, dobrze znany wszystkim miłośnikom polskiego kina, Boguś Linda. Sam gra w nim oczywiście jedną z głównych ról Fabuła podzielona jest na dwie, równolegle prowadzone historie. Pierwsza opowiada o rodzeństwie (bezbarwni Fleszar i Przybylska), którym, delikatnie mówiąc, nie wyszedł napad na bank. Druga, o perypetiach dwójki podstarzałych gliniarzy (Linda i Dziędziel). Ta ostatnia dwójka aktorsko wypada zdecydowanie lepiej, ale trudno się dziwić, Linda doświadczenie w graniu zapuszczonych psów ma Sam film bardzo średni, scenariusz, mimo tego że w zamierzeniu ma być nowatorski, nie zachwyca. Twórcy wzorowali się na amerykańskim kinie, ale wyszło bardzo po polsku he, he.
Ocena: 6.5/10
NAJPIERW STRZELAJ, POTEM ZWIEDZAJ (IN BRUGES, 2008) - O, takie filmy to ja mogę oglądać, a nie jakieś polskie superprodukcje z pseudoaktorzyną Fleszarem
Ken i Ray to płatni mordercy, jeden podstarzały, drugi nieopierzony. Po, nie do końca udanej robocie, zaszywają się w Brugii. Ma tam czekać na nich kolejne zlecenie, co, jak się okaże, nie całkiem zgadza się z rzeczywistością.
"In Bruges" to świeże i oryginalne połączenie kilku gatunków, które zostały sprawnie wymieszane przez niejakiego pana Martina Mcdonagh. Nazwisko warto zapamiętać bo coś mi mówi, że gość popełni jeszcze niejeden dobry film. Zabawne dialogi, bardzo dobre aktorstwo (irol Farrell, solidny Gleeson, i zimny i wyrachowany jak zwykle, Fiennes) i przede wszystkim klimat Brugii (naprawdę urzekające zdjęcia). Dla jednych cudowne miejsce, rodem z bajki, a dla innych wręcz piekło na ziemi Przekonajcie się jaka będzie Brugia dla Was, warto
Ocena: 8/10
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pon 14:09, 27 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Czw 20:11, 21 Sty 2010 |
|
[link widoczny dla zalogowanych]
O Avatarze z przymrużeniem oka (lub raczej dociśnięciem buta )
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
notPrincess
Filolog
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN
|
Wysłany:
Czw 20:39, 21 Sty 2010 |
|
@ Lennon: a kto Ci zarekomendował ten film? ;> i kto już o nim napisał kilka ciepłych słów? ;> będę nieskromna, ale przyznam się sama, że JA ;p
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Pią 18:48, 22 Sty 2010 |
|
Kto czyta ten wątek na pewno czytał również i Twoje kilka słów na temat "In Bruges". Co oczywiście nie oznacza, że i ja nie mogę wyrazić swojego zdania na jego temat
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Pią 19:10, 22 Sty 2010 |
|
A ja obejrzałem Dom Zły i chciałem dodać do tego, co Buszmen trafnie opisał w swojej recenzji, że Smarzowski genialne oddał etapy upojenia alkoholowego na przykładzie Dziabasa i Środonia. Mamy po kolei opowieści o innych ludziach, członkach rodziny, własnym zawodzie, pracy. Potem przechodzimy sobie na ty, całusy, uściski, toasty. Już jest ciepło. Zaczynają się umizgi do pań, bo panowie nabierają odwagi. Potem już nieźle najebani tańcza i śpiewają i tu w zasadzie, z korzyścią dla wszystkich, powinno się pójść grzecznie spać. Nic z tych rzeczy. Wóda leje się dalej i nagle wszystko okazuje się takie proste. Wspólne plany, wszystko rozpisane i wydaje się, że zaplanowane w najmniejszych szczegółach. Świat leży nam u stóp. Potem już tylko upadek. Wychodzą z człowieka najohydniejsze rzeczy, które prowadzą do mniejszych lub większych tragedii. Świetna rzecz o polskiej mentalności, która wyjdzie zawsze. Niezależnie czy na trzeźwo, czy po wódce.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Nie 15:02, 24 Sty 2010 |
|
To skoro jesteśmy przy alkoholu to chciałbym krótko opisać film, który przedwczoraj sobie przypomniałem.
ŻÓŁTY SZALIK (2000)
Główny bohater filmu (ani razu nie pada jego imię) jest prezesem firmy, ustawionym i zamożnym. Jest również alkoholikiem, jednak jakoś udaje mu się połączyć obie, że tak przekornie napiszę, 'funkcje'. Film nie ma jakiegoś przewodniego wątku, po prostu przez 60 minut obserwujemy dwa dni z życia owego bohatera, wigilię Wigilii i samą Wigilię
Film wyreżyserował Janusz Morgenstern, muzykę stworzył Michał Lorenc, a scenariusz napisał Jerzy Pilch, czyli nazwiska znane i szanowane. Ale tak naprawdę "Żółty szalik" nie byłby tym samym bez Janusza Gajosa, odtwórcy głównej roli. Jeśli ktoś miał wątpliwości, że Gajos aktorem jest WYBITNYM (jest w ogóle ktoś taki? ), ten film rozwieje jego wątpliwości. Jego monolog w stanie upojenia, w całym swoim dramatyzmie, jest po prostu fenomenalny.
"Żółty szalik" to studium alkoholizmu, nie do końca, co prawda, dogłębne, ale w tej godzinie zawarta jest cała tragedia tego problemu i film robi wrażenie.
Ocena: 8/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Czw 23:16, 04 Lut 2010 |
|
PARNASSUS (THE IMAGINARIUM OF DOCTOR PARNASSUS, 2009)
Gdy poszedłem do Heliosa odebrać bilety na "Avatar" spytałem się pani przy kasie czy będzie w ogóle grany film zatytułowany "Imaginarium of doctor Parnassus", bo na plakatach ni ma, a krajowa premiera już jutro. Pani grzecznie odpowiedziała, że nie będzie, i że jestem którąś z kolei osobą, która o to pyta. Pomyślałem sobie: "Thafuck?! Może nie jest to polska komedia romantyczna, ani megaprodukcja na miarę, wspomnianego przed chwilą, "Avataru", ale przecież sama obsada "Parnassusa" powinna posadzić w kinowych fotelach tyle tyłków, by dać Heliosowi zarobić. No nic, poczekam, aż zagrają go w Awangardzie". Aż pewnego poranka, przeglądając olsztyńską, zobaczyłem, że jednak Helios poszedł po rozum do głowy i film będzie grany. Jupi. Trzeba pakować mandżur i dreptać do kina na nowe dzieło pana Gilliama
Terry Gilliam, demiurg surrealizmu, mistrz iluzji i kreowania onirycznych światów, a w przypadku ostatniego filmu, także i kinowy hochsztapler, znowu uraczył nas dziełem niebanalnym. Tytułowy Parnassus przemierza wraz ze swoją ekipą (córka, karzeł, chłopak-pomocnik) Anglię prezentując swój teatrzyk. Oczywiście nie jest to zwykłe show, w pozornie normalnym lustrze kryje się świat wyobraźni osoby, która znajdzie się po drugiej stronie. Świat tam znaleziony zapewni nam o czym tylko marzymy, ale w pewnym momencie trzeba będzie dokonać Wyboru. Klienteli brak, Parnassus i reszta klepią biedę, na domiar złego za parę dni córeczka kończy 16-te urodziny (Lily Cole - czy tylko mi przypomina Cristinę Ricci? ) i, w ramach zawartego kiedyś zakładu, trzeba ją będzie oddać samemu Diabłowi (fantastyczny w tej roli Waits). Wszystko zmienia się gdy trupa znajduje półżywego Tony'ego, dyndającego pod mostem (Ledger).
Zacznijmy może od strony wizualnej, bo ta niejako wysuwa się na pierwszy plan. Krajobrazy i motywy, które mamy okazję zobaczyć dzięki Imaginarium są olśniewające, frapujące i budzące na przemian zachwyt i niepokój. Zupełnie inne niż te, które mogliśmy zobaczyć, w przywołanym ponownie, "Avatarze". Tam strona wizualna, choć piękna i zachwycająca, bazowała na potężnych efektach i technice 3D, w "Parnassusie" natomiast, efekty mają inny charakter, awangardowy i bardziej teatralny. Gilliam, mimo upływu lat, wciąż potrafi wykrzesać ze swojej wyobraźni rzeczy cudownie niepojęte i surrealistycznie niebanalne. Momentami przypominały mi się jego animowane wstawki z "Latającego cyrku MP", dziwnie znajome grube babska, powykręcane gęby itp. Niektóre motywy były wręcz genialne, Diabeł sterujący ruską babą, drabinowy chód Jude'a L., policyjna piosenka, czy twarz Diabła wyłaniająca się z ciemnej, kisielowatej rzeki. Spooky yet gorgeus. Ale o to chodzi, wyobraźnia nie powinna mieć limitów, Gilliamowi udało się jakby zajrzeć w sferę naszego id i, na tyle na ile to jest możliwe, przenieść to na ekran.
Aktorsko również możemy dać się porwać. Ledger w swojej ostatniej roli wypada nad wyraz przekonywująco, nawija po angielsku jakby się wychował na przedmieściach Londynu. Druga sprawa, że jest Australijczykiem więc nieco łatwiej byłoby mu przyswoić akcent niż, powiedzmy, Amerykanowi. Ale nie ujmujmy my niczego, zagrał bardzo dobrze i tylko potwierdził, że mógłby się rozwinąć w aktora wybitnego, gdyby nie... wiadomo. Lily Cole - modelka jako aktorka - zagrała jak najbardziej in plus. O niecodziennej urodzie, urocza i, że posłużę się cytatem, apetyczna. Starzec i młodziak, odpowiednio Plummer i Garfield, także więcej niż poprawnie. Deppa, Law i Farrella ciężko oceniać bo ich role są właściwie epizodyczne, ale, że tak to ujmę, wpasowali się właściwie Jednak największe wrażenie robi tu Tom Waits jako Mr.Nick, czyli sam książę ciemności. W garniaku, cylindrze, ćmiący papieroski przez lufkę, Waits cedzi pod zgrabnym wąsikiem, swoim zachrypniętym głosem, ironiczne, cyniczne uwagi. I jest w tym znakomity, za każdym razem gdy pojawia się na ekranie, zgarnia całą naszą uwagę. Jeśli tak wygląda Szatan, to ja się piszę na spotkanie ze starszym panem
Należy dodać jeszcze, że film jest całkiem zabawny jak na historię o żyjącym wiecznie staruchu, szatanie i ich kontaktach na tle hazardowym
W tej całej beczce miodu, jest kropla dziegciu, i to dość spora. Jeśli odejmiemy stronę wizualną i aktorów, którzy swoją grą przykuwają nas do ekranu, to sama fabuła prezentuje się mizernie. Jest niespójna, momentami wręcz chaotyczna, brakuje jej czasem spoiwa, która sprawiałoby, że historia rwałaby do przodu z kopyta. Zamiast tego toczy się jak teatrzyk na kółkach dr Parnassusa. Na początku film może nas wręcz znużyć, później, na szczęście, jest już lepiej. Te braki rekompensuje nam Imaginarium i cały teatr wyobraźni tam zawarty. Stąd też Gilliam jako hochsztapler na początku recenzji - naobiecywał, naobiecywał, a później omamił onirycznymi wizjami A na poważnie, to jest główny zarzut i grzech tej produkcji, no bo, do cholery, sam potencjał pomysłu jest świetny. Człowiek, który dostał wieczne życie zakładając się z samym szatanem - można było zrobić z tego coś kultowego. A może po prostu moje oczekiwania przed samym seansem były zbyt wysokie? Gilliam nakręcił genialne filmy, "12 małp" jest, w swoim gatunku, opus magnum, "Las Vegas Parano" - tu komentarz zbędny, "Fisher King" również niesie ze sobą więcej niż "Parnassus" (Przedostatnia "Kraina Traw" jeszcze przede mną). Tym samym ex-pythoniarz podniósł sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Tyle tylko, że w każdym wymienionym przypadku autorem scenariuszy był ktoś inny niż sam Terry. Zapewne się trochę czepiam tej fabuły, w takim "Brazil" takowej prawej nie uświadczysz, czysty surrealizm, a film jakoś się broni.
Reasumując, "Parnassus" wzbudził we mnie dość mieszane uczucia, na szczęście z wyraźną przewagą tych pozytywnych. Oprócz zalet, które wymieniłem, muszę nadmienić, że film ma w sobie sporo symboliki i mimo całej metafizyki w nim zawartej, kilka, dość czytelnych dla odbiorcy,metafor dobra i zła, samego życia i ciągłych wyborów przez nie stawianych. To czyni "Parnassusa" wartościowym, choć nie każdy będzie się na nim dobrze bawił. Ja, mimo wszystko, nowe dzieło Gilliama polecam, ze szczególnym naciskiem, by oglądać je w kinie, tak by w pełni docenić wachlarz kolorowych fantasmagorii, stworzonych przez starszego pana
Ocena: 7,5/10
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bush_Docta' dnia Pią 14:41, 05 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malwa
Filolog
Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 220
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn
|
Wysłany:
Pią 23:39, 05 Lut 2010 |
|
Stwierdziłam brak większej wzmianki o Małej Moskwie, nadrabiam więc to niedopatrzenie
Reżyseria- Waldemar Krzystek. W rolach głównych- Swietłana Chodczenkowa (podwójna rola), Lesław Żurek i Dimitrij Uljanow.
Rama Małej Moskwy to retrospekcja. Po przemianach ustrojowych emerytowany radziecki oficer lotnictwa, Jura Swietłow, przyjeżdża do Legnicy na grób swojej żony, Wiery. Wraz z nim przyjeżdża córka, też Wiera. Jest businesswoman, pracuje w rosyjskim przemyśle gazowym. Gardzi zarówno Polakami, jak i matką, gdy mówi o jej ukochanym używa stwierdzenia "Ten Polak", a Jurę uważa za tchórza, który nie potrafił zatrzymać małżonki przy sobie. Odwiedzając wspólnie miejsca związane z ukochaną żoną, Jura stopniowo opowiada młodej kobiecie historię zakazanej miłości jego żony do polskiego porucznika, Michała Janickiego. Ich początkowo chłodna znajomość zaczyna rozkwitać, gdy Wiera zostaje zgłoszona do uczestnictwa w konkursie piosenki. Próby ma nadzorować właśnie Michał. Powoli rodzi się między nimi uczucie, rozpoczyna się romans.
Poza wątkiem miłosnym, w filmie ukazane jest też życie mieszkańców radzieckiego garnizonu wojskowego w Legnicy, największego we wschodniej Europie, i szorstka "przyjaźń" pomiędzy bratnimi narodami. Widzimy także elementy walki z kościołem, upaństwowienie domowego życia rodzin wojskowych, powszechną inwigilację, a wszystko w imię doktryny Lenina. Nie jest to jednak obraz martyrologiczny, nic z tych rzeczy. To wydarzenia końca lat '60 widziane z dwóch przeciwległych perspektyw, wplecione w romans dwojga ludzi uwięzionych między tymi jakże różnymi światami.
Lampka wina i ze dwie chusteczki- zalecane
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Wto 20:07, 16 Lut 2010 |
|
SHERLOCK HOLMES (2009)
Na wstępie, bez bicia, przyznam, że z dzieł Arthura C. Doyle’a zahaczyłem jedynie o „Psa Baservillów”, więc literacki pierwowzór genialnego detektywa nie jest mi za bardzo znany. Za to kilka filmów z nim się widziało i obraz Holmesa, który się z nich wyłania to nieco starszy, elegancki gentleman z nienagannymi manierami i wyjątkową inteligencją. To co przedstawił nam Guy Ritchie w swoim filmie gryzie się z tym obrazem do tego stopnia, że z wymienionych wyżej cech pozostaje tylko intelekt. Jego Sherlock to zawadiacki niechluj, przeprowadzający różne dziwne eksperymenty, ze skłonnościami do uprawiania amatorskiego boksu i zażywania nielegalnych substancji. W skrócie, idealny wzór na bohatera hollywoodzkiej superprodukcji. To nieco dziwne, bo wg jego fanów, Doyle w swoich powieściach właśnie takiego go przedstawił. Może do tej pory żaden twórca filmu o Holmesie nie miał wystarczająco ikry i dlatego Sherlock funkcjonował jako schematyczny, flegmatyczny Angol? ;P
W główną rolę wcielił się Robert Downey Jr i odegrał ją brawurowo. Absolutnie mnie to nie dziwi, w koncu gość ma niemałe doświadczenie w eksperymentowaniu z drugami i hulańczym trybem życia Partnertujący mu Jude Law, jako Watson, jest równie świetny. Da się łatwo wyczuć więź, która łączy obu bohaterów, panowie zagrali jakby przyjaźnili się od wielu lat. Zresztą, ich zabawne, ironiczne słowne przepychanki są jednym z najjaśniejszych punktów filmu.
Do fabuły nie mam zastrzeżeń. Historia jest ciekawa, wciągająca, poprowadzona w ten sposób, by widza nie nużyć, a wręcz przeciwnie, co jakiś czas zaskoczyć. Do tego dochodzą: sprawny montaż, muzyka Zimmera, błyskotki w postaci bójek, pościgów, wybuchów, inne ciekawe postaci, naprawdę dobre efekty specjalne i wszystko tworzy jedną, spójną całość składającą się na sukces filmu.
A propos efektów, największe wrażenie sprawił na mnie Londyn z drugiej połowy XX wieku. Brukowane ulice, klasyczne angielskie budynki, Tamiza – wszystko odwzorowane z największą dbałością o szczegół, tworzące swoisty klimat i cieszące oko
„Sherlock Holmes” ma otwarte zakończenie więc możemy się spodziewać kolejnej(kolejnych?) części. Tym bardziej, że film zebrał dobre recenzje, zarobił sporo kasy, a z książek Doyle’a można wyciągnąć wiele ciekawych historii i stworzyć kolejny solidny scenariusz. Film mnie nie zachwycił, ale podobał się i czas w kinie nie był stracony. Mam tylko jedno zmartwienie, jeśli Guy Ritchie poświęci się „Sherlockowi” to nie skupi się na swoich autorskich projektach (np. „A Real RockNrolla”). A właśnie główny mankament filmu to za mało Ritchiego w Ritchim, bo paradoksalnie, wszystko jest tu zbyt amerykańskie, hollywoodkie. Niby są w „Sherlocku” charakterystyczne dla niego zagrywki, ale brakuje mi tych, typowo angielskich historii, o półświadku przestępczym, takich jak „Porachunki”, czy genialny „Przekręt”.
Ocena: 7/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
SoldierOfFortune
Filolog
Dołączył: 06 Lis 2007
Posty: 382
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok
|
Wysłany:
Czw 12:26, 18 Lut 2010 |
|
TROPA DE ELITE aka ELITE SQUAD
Film oglądałem tylko raz i ciężko mi go ocenić jednoznacznie ale oto moje spostrzezenia:
Film świetny, niektórzy mówią, że tak dobry jak The City of God, ale oprócz brazylijskiego pochodzenia i tematu: slamsy Rio, dużo podobieństw nie dostrzegam Film opowiada o oddziale elitarnej policji BOPE - brazylijski SWAT, w filmie występuje narracja głównego bohatera który jest wszystkowiedzący i opowiada losy nie tylko swoje ale też swoich podwładnych; w pierwszych 5 minutach przedstawia nam zarys tematyki filmu, kilka faktów o slumsach Rio, natomiast film przedstawia strzelaninę w slamsach i oddział BOPE jadący z odsieczą policjantom... następnie jesteśmy przeniesieni pół roku wstecz i dowiadujemy się co, jak i dlaczego
Ogólnie nie wiem czym film mnie tak urzekł ale na prawdę gorąco polecam, jest to jeden z najlepszych filmów jakie oglądałem w ciągu ostatnich kilku miesięcy
9/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
an
Filolog
Dołączył: 11 Lis 2006
Posty: 723
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: olsztyn
|
Wysłany:
Pon 21:47, 01 Mar 2010 |
|
Ja króciutko.
Whatever Works (pana Allena najnowsze). Trwają dyskusje czy jest genialnie czy niekoniecznie. Dla fanów Curb your enthusiasm - główną rolę gra Larry David (facet się nie przemęcza, bo i w swojej produkcji i w filmie gra tak samo). Rzecz o znerwicowanym, mającym ataki paniki podstarzałym (typowe dla Allena) byłym profesorze, nieomal laureacie Nagrody Nobla i młodej zahukanej dziewczynie z Luizjany.
jak dla mnie 7/10
The Blind Side z Sandrą Bullock. Prawdziwa historia Michaela Ohera, bezdomnego chłopca nad którym opiekuńcze skrzydła rozwija bogata rodzina. Dzieje się w Luizjanie . Naprawdę warto obejrzeć, chociaż opisy mało zachęcające. Sandra Bullock nominowana do Oscara. Daję 9/10
Zabriskie Point. Antonioni, klasa sama w sobie, fajnie,że teraz można zobaczyć go w kinie Ogólnie? O buntach studentów, hipisach. No i muzyka Floydów. 10/10
Randka w Ciemno. Jak większość polskich tzw, komedii romantycznych słabo, Dereszowska próbuje, ale to za mało...
Walentynki. Banał za banałem, ale przynajmniej śmieszniejszy niż pozycja wyżej
Starczy tego dobrego. Cheers!
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Czw 15:32, 25 Mar 2010 |
|
|
|
|
notPrincess
Filolog
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN
|
Wysłany:
Czw 22:53, 25 Mar 2010 |
|
BEATS OF FREEDOM, scenariusz i reżyseria Wojciech Słota, Leszek Gnoiński
Historia PRL-u z punktu widzenia reżimu, cenzury oraz rozwijającej się w tle i wybijającej na pierwszy plan walki o wolność muzyki rockowej. Podana w formie niezwykle ciekawego dokumentu, z muzyką oddającą wszystko, co nie zostało powiedziane przez narratora (w tej roli Chris Salewicz, Brytyjczyk polskiego pochodzenia, dziennikarz muzyczny, facet, który zabiera widza w niezwykłą podróż poznawczą) oraz wypowiadające się gwiazdy polskiej sceny muzycznej, dziennikarzy i historyków. Ciarki przechodzą po plecach, gdy śpiewa Czesław Niemen, usta otwierają się ze zdziwienia, że to, co pokazuje kronika filmowa, zdarzyło się naprawdę, a widownia (BTW, bardzo nieliczna, oglądałyśmy z koleżankami film w praktycznie pustej sali kinowej) śmieje się w głos, gdy "aktorzy" tego filmu opowiadają anegdoty z życia wzięte. Myślę, że nie trzeba nikomu polecać, ani nikogo zachęcać - to po prostu trzeba zobaczyć. Taki laik jak ja odczuł na koniec niedosyt, więc co przeżyją przez te 75 minut prawdziwi fani rocka? (a na forum jest Was sporo) No więc właśnie ;D
Ps. Film dostał bardzo pochlebną recenzję w marcowym "Filmie" i ocenę 5 na 6. To też mówi samo za siebie.
Pps. Najfajniejsze sceny dla mnie to Lech Janerka i gitara basowa zrobiona z kwietnika oraz słonie i piasek Kory na haju ;p
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Sob 10:02, 30 Paź 2010 |
|
Odkurzam temat.
Pastelowa, bardzo miła komedia. Humor czasem slap-stickowy, ale na swój sposób bardzo urzekający. Fajnie ułożona fabuła, którą z przyjemnością się śledzi, mimo że nie jest najważniejsza w filmie. W dodatku genialnie i oryginalnie przedstawiono sceny tańca w wykonaniu dość specyficznych tancerzy. Nie jest to na pewno kolejny film o tańcu. Idealny do obejrzenia we dwoje z lepszą połówką
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|