Autor |
Wiadomość |
notPrincess
Filolog
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN
|
Wysłany:
Pon 21:35, 03 Sie 2009 |
|
PASSENGERS (pl Ocaleni), 2008, directed by Rodrigo Garcia
Dopiero po obejrzeniu filmu, sprawdziłam polski tytuł. I dobrze.
Kolejny film budzący we mnie dziwne uczucia. Ciekawy obraz ukazujący stany emocjonalne pasażerów, którzy przeżyli katastrofę lotniczą oraz trochę nieudolne zmagania pani psycholog (Anne Hathaway), aby im pomóc się jakoś pozbierać.
Obraz ma kilka warstw, jak się okazuje. Gdyby nie przesadna scena gdzieś tam z końca (retrospekcja samej katastrofy), przy której wybuchnęłyśmy z siostrą gromkim śmiechem, oceniłabym ten film i pewnie oceniłabym go na maxa (nawet mimo trochę infantylnej momentami Anne). Ale polecam. Szczególnie dla zagorzałych wyznawców egzystencjalizmu - film potwierdza przekonanie Sartre'a i innych, że na tym świecie jesteśmy sami.
Last thing, trzeba uważać, żeby z kawałków kłamstw nie ułożyć 'nowej' prawdy..
W tym tygodniu telewizja publiczna zaproponowała 2-3 dobre filmy. Wybrałam ten z niższej półki, bo odpowiadały mi dzień i godz. emisji Oto komentarz:
TEXAS RANGERS (pl Strażnicy Teksasu), 2001, directed by Steve Miner
[NIE WYSTĘPUJE CHUCK NORRIS ;P ]
Jest rok 1875. Gubernator stanu Teksas, w związku z nasilającymi się napadami bandytów na uczciwych obywateli, postanawia wskrzesić Strażników Teksasu - ochotników gotowych stanąć w obronie prawa. Grupa niewyszkolonych młodych ludzi, pod wodzą kapitana McNelly'ego będzie musiała sporo przejść i dużo się nauczyć, zanim cokolwiek wskóra.
Schematyczny scenariusz - good guys, bad guys & a beautiful lady Film trochę pompatyczny. Już pierwsza scena razi przesadą, ale całkiem dobitnie ukazuje bezsensowną śmierć i motyw przewodni to be followed - zemstę (w imię prawa, of kors).
Dobra rola Dylana Mc Dermotta (McNelly). Dziewczyny, które swego czasu bardziej lub mniej namiętnie śledziły "Jezioro Marzeń", zgodzą się ze mną, że Van Der Beek na strażnika Teksasu się raczej nie nadaje Ashtona K. też w tej roli nie widzę ;p Ale w filmie jest śmiechowy i ckliwy jak w "Co się zdarzyło w Las Vegas" albo w "Zupełnie jak miłość" i w sumie wypada nie najgorzej Film średni, ale ujdzie
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez notPrincess dnia Czw 11:22, 06 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Pon 15:12, 10 Sie 2009 |
|
malwa napisał: |
Gran Torino (2008)
reżyseria- Clint Eastwood; w rolach głównych- Clint Eastwood, Christopher Carley, Bee Vang, Ahney Her.
Eastwood w roli Polskiego Amerykanina, Walta Kowalskiego, weterana wojny w Korei z lat '50tych i emerytowanego mechanika w fabryce Forda. Poznajemy go na pogrzebie jego żony. Od tej pory staje się jeszcze bardziej zgryźliwy, nieufny, czerstwy i pełen uprzedzeń do swoich imigranckich sąsiadów. Żona na łożu śmierci zmusiła miejscowego księdza do obietnicy doprowadzenia Walta do konfesjonału, jeden z synów synów chce oddać go do domu starców i przejąć jego duży dom, a impertynencka wnuczka tytułowego Forda Gran Torino z '72r. Wszystko zmienia się w momencie kiedy jego nastoletni sąsiad Thao (nazywany przez Walta Toad'em ) pod naciskiem miejscowego gangu próbuje go ukraść. Walt przepędza włamywacza, a jakiś czas później, przy okazji wyganiania gangu ze swojego trawnika, ratuje chłopakowi skórę. Od tego czasu miejscowi Azjaci zaczynają traktować go jak bohatera, a rodzina niedoszłego złodzieja postanawia zadośćuczynić staremu Wally'emu w postaci pomocy przy pracy w domu (pielenie grządek, porządki w warsztacie i takie tam). Dzięki temu zmienia się życie nie tylko młodego imigranta, ale i samego Walta Kowalskiego.
Film zdecydowanie wart jest obejrzenia, polecam |
Ledwo co przebrnąłem. Widać podobny model fabuły do np. "Za wszelką cenę": początkowa niechęć do głównego, młodszego bohatera, będącego kimś wyjątkowym w otoczeniu; następnie protekcjonalne traktowanie, wzięcie pod własne skrzydła i na końcu przypadkowa (choć wisząca w powietrzu) śmierć pozbawiona sensu. Eastwoodowi na starość nie bardzo się udaje mnie zaciekawić, dlatego jestem zadowolony, że dotrzymałem do końca. Nie polecam filmu, bo w kwestii radzenia sobie ze starością, psychologii gangów czy konfliktów rasowych powstało wiele ciekawszych filmów, niekoniecznie z amerykańską flagą i kościelnym dzwonem w tle.
Acha.
Eastwood śpiewa jeszcze na sam koniec filmu. Co jak co, ale to można było sobie darować
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agropol dnia Pon 15:17, 10 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Dargor666
Filolog
Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn
|
Wysłany:
Pon 16:09, 10 Sie 2009 |
|
A dla mnie przeciwnie, film spodobał się bardzo, Eastwood w całkiem realistyczny sposób ukazał rasistowskie poglądy podstarzałego wojaka polskiego pochodzenia. Chociaż i tak traktowałem go z przymrużeniem oka, najlepsza scena to i tak moment w którym wraz z fryzjerem uczył młodego jak prowadzić prawdziwie męską rozmowę ;P
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Pon 18:22, 10 Sie 2009 |
|
Ja też się nie zgodzę. Clint to przykład jak się zestarzeć z klasą, również aktorsko. Ten gość czy ma 40, 60 czy 80 lat jest wciąż Brudnym Harrym, twardzielem, który budzi respekt i w każdym momencie może ci skopać dupsko. "Gran Torino" tylko to potwierdza. Szacunek dla niego, że wciąż kręci filmy i w nich gra (szkoda tylko, że już od święta), choć ma taki dorobek, że już dawno mógłby zakończyć karierę i odcinać kupony do końca życia.
W CIENIU CHWAŁY (PRIDE AND GLORY, 2008)
Policyjny dramat z doborową obsadą.
Podczas prostej akcji giną policjanci. Po krótkim dochodzeniu staje się jasne, że odpowiedź na niegroźne wezwanie i krwawa masakra w parze nie idą więc musiał mieć miejsce przeciek. Naczelnik policji (Jon Voight) werbuje na nowo, swojego bystrego syna (Norton) by pomógł drugiemu synowi i zięciowi (Farrell) w rozwiązaniu sprawy. Ogólnie cała rodzina to gliniarze i w filmie sporo ukazanych jest właśnie takich rodzinnych relacji, stosunku do służby policjanta i rozterek co ważniejsze - służba czy rodzina, wierność kumplom czy dbanie o własny tyłek itp. "W cieniu chwały" to powielenie pewnego schematu bo filmów o skorumpowanych glinach było już nie mało, ale najwyraźniej w Hollywood takich nigdy za wiele Osobiście nie mam nic przeciwko bo mimo to, to niezły, wciągający, trzymający w napięciu film, który ogląda się bez znużenia (głównie za sprawą aktorów i dobrze zarysowanej fabuły), jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to już kiedyś było. Reasumując, bez rewelacji. "W cieniu chwały" to po prostu solidna, rzemieślnicza robota, która wstydu twórcom na pewno nie przynosi, ale nie wnosi też nic nowego do gatunku. Jeśli ktoś chce obejrzeć film w tym temacie to zdecydowanie polecam "Serpico" z Alem Pacino.
Ocena: 7/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
soczek
Filolog
Dołączył: 12 Lut 2008
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Sob 14:44, 15 Sie 2009 |
|
Jako, że w temacie jest "dysputy" a nie "wyłącznie recenzje" to chciałem wam polecić, głównie do przesłuchania, pewien trailer.
http://www.youtube.com/watch?v=CD_ttGnZQJY
Przyznam, że film obejrzałem, ale nie podejmę się recenzji. W skrócie, wczesne czasy rządów Thatcher, początki problemów z footballowymi hooligans. Młody gostek traci matkę, poznaje 1 typka z ekipy i próbuje się wkręcić. Fabuła meandruje to w 1 wątek, to w 2. Ogólnie przez pewien problem, o którym napiszę niżej nie wczułem się w nią.
Jedno co z pewnością mogę polecić to muzyka. Po pierwsze primo, trzyma jako tako ramy czasowe, po drugie primo ma świetny klimat ;]
Teraz najważniejsze. Nie żebym się przechwalał, ale jestem całkiem niezły w mówieniu i rozumieniu co do mnie nasi kochani Brytole mówią. Jednak to co się w tym filmie działo w strefie dialogów i akcentu poskładało mnie doszczętnie. Próbkę <<NIEWIELKĄ>> macie w trailerze. Nie spotkałem się do tej pory z takimi problemami, pomimo tego, że mam za sobą kilka seriali i paręnaście filmów brytyjskich z lat 70, 80 i 90.
Czekam na opinie ;]
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Primula Goldworthy
Filolog
Dołączył: 27 Sie 2006
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: from hell ;> (Posen)
|
Wysłany:
Pon 19:56, 17 Sie 2009 |
|
Ta tematyka akurat mi nie pasi, więc również się nie wypowiadam i też nie podjęłabym się recenzji Ale fajnie posłuchać takiego akcentu
Z mojej strony również odchył od naszych typowych recenzji, choć tylko w formie filmu. Chciałabym Wam bardzo polecić mini-serial.
JEKYLL (2007)
Po tytule można się domyślić o co będzie chodziło w serialu, ale powiem, że sposób w jaki jest to wszystko przedstawione jest... no cóż, dlatego właśnie polecam obejrzeć. Głównym bohaterem jest nie tyle sam Jekyll co jego ... współczesne wcielenie? Tak, to chyba dobra nazwa. W serialu jest wiele retrospekcji, swoistych "powrotów do przeszłości", w każdym odcinku niedopowiedzenia - "dopowiedziane" w następnym odcinku, itd. Główny bohater, Dr Jackman, zaczyna dzielić się swoim ciałem z kimś obcym, kimś, o kim początkowo nie ma najmniejszego pojęcia, kimś kogo niesłusznie traktuje jako równego sobie. Ale powoli zaczyna zdawać sobie sprawę, że ten ktoś jest od niego wiele silniejszy i wcale nie stara się ułatwić mu życia.
Jak już mówiłam, współczesne realia, poza tym świetny akcent, super charakteryzacja postaci i przedstawienie Hyde'a takim, jakim się go nie spodziewałam poznać.
Bez oceny, bo nie wiem jak mam ocenić serial.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Pon 21:10, 17 Sie 2009 |
|
soczek napisał: |
wczesne czasy rządów Thatcher |
Oglądając scenę z dworca kolejowego przed moim oczami ukazał się jak żywy widok dworca w Olsztynie
soczek napisał: |
to co się w tym filmie działo w strefie dialogów i akcentu poskładało mnie doszczętnie. |
Ten akcent to doskonały przykład na to, skąd pochodzi język angielski - brzmi jak klasyczny nordycki z domieszką niemieckiego. Gdybym nie wyłapał poszczególnych słów, dałbym sobie rękę uciąć, że słucham Duńczyka czy Islandczyka.
Lubię takie angielskie filmy o wesołym życiu młodzieży, z dobrą muzyką, deszczowym klimatem, obowiązkowo z pintą piwa a najlepiej paroma na stole w pubie. Zachęciłeś mnie, więc udam się do zaprzyjaźnionej wypożyczalni DVD, by zleasingować ten film
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Wto 18:47, 18 Sie 2009 |
|
Hmm, ja powiem, że nie miałem większych problemów z rozszyfrowaniem dialogu. Mogę zrobić transkrypcję Ale to chyba jakiś wyjątek bo w West Yorkshire rzadko kiedyy zrozumiałem Angola za pierwszym razem, masakra po prostu.. tyle lat uczyć się języka i nie rozumieć co do ciebie gadają..
Nawiązując do tematyki hooligansów, kiedyś w TV oglądałem film, w którym policjant infiltruje grupkę takowych, ale później tak się z nim zżywa, że sam występuje przeciwko gliniarzom Kojarzy ktoś może? Tytuł byłby mile widziany
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
agropol
Moderator
Dołączył: 21 Maj 2006
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: dydybongidągidydągi
|
Wysłany:
Śro 10:54, 19 Sie 2009 |
|
Bush_Docta' napisał: |
Hmm, ja powiem, że nie miałem większych problemów z rozszyfrowaniem dialogu. |
Ja miałem na myśli narrację typka na początku. Sam dialog jest w miarę do wyłapania.
Ten tytuł to "Apocalypse Now"?
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez agropol dnia Śro 10:55, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
notPrincess
Filolog
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN
|
Wysłany:
Czw 11:31, 20 Sie 2009 |
|
Czy film o zabijaniu na zlecenie może być smutny, spokojny i melancholijny? Może. Polecam
IN BRUGES (pl Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj -- what the f***! co za błogosławieństwo nie znać polskiego tłumaczenia tytułu przed obejrzeniem filmu), directed by Martin McDonagh
starring: Colin Farrell, Brendan Gleeson, Ralph Fiennes
Smutny, spokojny i melancholijny film o zabijaniu na zlecenie. Napisałabym coś o fabule, ale nie chcę nic zdradzać. Jest prosta i przystępna. Dobrze wpasowuje się w klimat małego tytułowego belgijskiego miasta rodem ze średniowiecza. Bardzo fajne dialogi. Jeszcze fajniejszy irlandzki akcent ;p Rewelacyjne zakończenie. Przyznam nawet ocenę: 9/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Pią 14:16, 21 Sie 2009 |
|
SPIRIT - DUCH MIASTA (THE SPIRIT, 2008)
A miało być tak pięknie.. - chciałoby się rzec po seansie "Spirita". Niestety jest daleko od "pięknie", a bliżej do "klops, klapa, zawód". Na pewno oglądaliście SIN CITY. A jak ktoś nie oglądał to żal, wstyd i w ogóle "Sin City" nakręcił Robert Rodriguez na podstawie komiksu Franka Millera, przy współpracy tego drugiego właśnie. Film był wiernym odwzorowaniem komiksu, a sam efekt wbijał w fotel.
Frank Miller to już kultowy rysownik, współtworzył "Batmana", "Daredevila", na jego komiksie oparty też był film "300". Zachęcony sukcesem kinowym "Sin City" i "300" postanowił sam wziąć się za reżyserię nowego, już autorskiego filmu, czego wynikiem omawiany "Spirit". I jak już łatwo się domyślić, nie wyszło mu to najlepiej. Film oczywiście jest zrealizowany w komiksowej konwencji, przy użyciu tej samej techniki co w "Sin City", czyli wszystko poza aktorami jest wygenerowane w komputerze. Jeśli ktoś nie widział "Miasta grzechu" może być zachwycony stroną wizualną, jeśli widział to nie ujrzy tu nic nowego. Sama historia jakoś rozłazi się w chaosie, tak jakby Miller nie widział na czym chciałby się skupić, fabuła nie dość, że nie wciąga to po prostu nuży, a momentami wręcz irytuje. Dialogi podobnie, delikatnie mówiąc, nie zachwycają. I nawet nie chodzi o to, że film jest przesiąknięty kiczem, akurat to mnie absolutnie nie odtrasza. Ładny kicz to za mało żeby widza zainteresować i nic dziwnego że film okazał się finansową klapą. "Spirita" nie ratują nawet piękne panie (Scarlett Johansson, Eva Mendes), ani genialny (z reguły, bo nie tym razem ) Samuel L. Jackson. Daję plusik za dużo ironii, ładną stronę wizualną i sentyment do Millera i jednocześnie czekam na kolejne "Sin City" już z Rodriguezem za sterami.
Ocena: 5,5/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
notPrincess
Filolog
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: OLN
|
Wysłany:
Czw 11:13, 03 Wrz 2009 |
|
Polecam dwa filmy fantasy, w sam raz na leniwe, letnie przedpołudnia
STARDUST (pl Gwiezdny pył), 2007, directed by Matthew Vaughn
starring: Charlie Cox, Claire Danes, Sienna Miller, Michelle Pfeiffer, Robert De Niro
Młody, zakochany angielski chłopak jest gotów zdobyć gwiazdkę z nieba dla swojej ukochanej. Aby to zrobić, musi przekroczyć tajemniczy mur, za którym kryje się inny, magiczny świat, pełen cudów, ale i niebezpieczeństw. Gwiazdę z nieba zdobędzie i w cudzysłowie i w przenośni Jak? Watch the movie! ;D
Bajka, w której dobro wygrywa ze złem. Doborowa obsada, zabawne sytuacje. Film warto obejrzeć dla samego de Niro tańczącego do muzyki z "Orpheus in the Underworld" w damskich fatałaszkach ("Can Can")
THE WATER HORSE (pl Koń wodny: legenda głębin), 2007, directed by Jay Russell
starring: Emily Watson, Alex Etel, Ben Chaplin
Historia Angusa MacMarrow, młodego, zamkniętego w sobie szkockiego chłopca, który pewnego dnia nad brzegiem jeziora znajduje jajo, z którego wykluwa się... koń wodny Brillinat, innit? Motyw przyjaźni pomiędzy zwierzęciem wodnym a małym chłopcem rodem z „Uwolnić orkę” tylko przeniesiony w czasy II wojny światowej ;p W tle pułk wojsk stacjonujący w domu państwa MacMorrow oraz kilka zabawnych scen z życia
Film warto obejrzeć dla szkockiego akcentu i pięknego widoku jeziora Loch Ness
Bez ocen.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Nie 22:21, 13 Wrz 2009 |
|
Miałem się nie udzielać, ale w tym wypadku muszę zrobić wyjątek bo nowa produkcja Quentina Tarantino weszła do kin i muszę się podzielić tą radosną nowiną.
Ps. Agropolu, Agropolu gdzie jesteś? Don't be a chicken shit and come back. After you've apologised, of course
BĘKARTY WOJNY (INGLOURIOUS BASTERDS, 2009)
Jestem świeżo po wczorajszym seansie więc moja recenzja będzie miała w sobie sporo, wciąż trwających, kinowych emocji i subiektywizmu. Ale chyba o to chodzi w kinie. O emocje, o emocje i rozrywkę. I Quentin Tarantino, mój osobisty idol filmowego rzemiosła, wie doskonale jak zapewnić tę rozrywkę, która w jego filmach urasta do miana prawdziwej sztuki. Zacznijmy od tego, że "Bękarty wojny" są na pewno lepsze od poprzednika "Deatha proofa", który wciąż jest świetnym filmem, ale dopiero w "Bękartach" można w pełni podziwiać geniusz Tarantino. Dzień po seansie mam ochotę na powtórkę, tak abym mógł jeszcze raz porozkoszować się poszczególnymi scenami i wyłapywać ukryte smaczki. Tarantino jest totalnym mistrzem w szafowaniu filmowymi cytatami i odwołaniami. Już pierwsza część filmu (film podzielony jest na pięć rozdziałów), zatytułowana "Once upon a time in nazi-occupied France" mówi nam wiele o stosunku Quentina do dorobku Sergio Leone. Nieprzypadkowo też muzykę do filmu tworzył sam Ennio Morricone. I właśnie w klimacie spaghetti westernów jest sam początek, reszta to już czysty Quentin w najwyższej formie. Czyli każdy aspekt sztuki filmowej perfekcyjnie plus błysk samego twórcy. Muzyka: idealnie dopasowana. Aktorstwo: Klasa. Pitt, wiadomo, poniżej pewnego poziomu nie schodzi, w "Bękartach" też jest świetny z tą swoją podwiniętą dolną wargą i wieśniackim akcentem Reszcie też należą się brawa, każda, nawet mała rola zapada w pamięć. Jednak najwyższe laury należą się Christophowi Waltzowi za rolę Hansa Landy, oficera SS tropiącego Żydów. Za każdym razem gdy Austriak pojawia się na ekranie "zabiera" dla siebie całą scenę. Jest niesamowity, nadaje swej postaci mnóstwo charakteru i zapada w pamięć. W ogóle W filmie Niemców grają Niemcy, Francuzów Francuzi i dialogi również toczą się w tych językach. Po raz kolejny widać talent Quentina do dobierania odpowiednich aktorów. Przecież oprócz Pitta, Mayersa i może Eli Rotha, reszta aktorów jest mało znana szerszej publiczności, a jednak wywiązuje się ze swego zadania znakomicie. But I digressed, where were we? Ach tak, teraz pora na dialogi. Nie muszę mówić, że w tym Quentin też jest mistrzem, prawda? Pierwsza scena z Landą przepytującym Francuza, czy choćby niesamowita sekwenencja spotkania w tawernie po prostu hipnotyzują i nie pozwalają usiedzieć na tyłku. Przegadane dłużyzny powolutku potęgują napięcie i gdy mamy wrażenie, że ta guma rozciągnięta przez Quentina, że posłużę się taką metaforą, musi pęknąć, on rozciąga ją jeszcze trochę poprzez pogadanki bohaterów.
W porównaniu do poprzednich tworów Tarantino, w "Inglourious Basterds" jest jakby więcej aspektu komediowego, na seansie dość często cała sala wybuchała śmiechem. Oczywiście, o filme stricte komediowym filmie nie ma tu mowy, Tarantino w umiejętny sposób żongluje gatunkami i tworzy charakterystyczny dla siebie klimat. Zresztą, i ten humor jest momentami humorem bardzo czarnym, bo jak przystało na Q.T., przemoc jest na porządku dziennym. Oprócz karabinów i wybuchów, mamy tu rozwalanie łba kijem bejsbolowym, zdejmowanie skalpów czy wycinanie nożem swastyki na czole. Czyli standard, tyle że, tym razem, w realiach drugiej wojny światowej. Dla Tarantino nie ma rzeczy niemożliwych, w swoim filmie zmienia jej bieg i mówi z uśmiechem na twarzy: "Gdyby moi bohaterowie istnieli naprawdę, tak właśnie by było". Jak dziecko bawi się filmową masą i, za pomocą swojej nieograniczonej wyobraźni, modeluje ją w co tylko zechce, czerpiąc z tego prawdziwą satysfakcję. Co najważniejsze, zabiera nas ze sobą, nie pamiętam kiedy ostatnio tak się ubawiłem na filmie. A malkontentom mówię: Nie czaicie klimatu, chcecie poważnego filmu o II wojnie, to trzymajcie się z daleka i idźcie obejrzeć, np. "Katyń". Bo "Bękarty wojny" walą bejsbolem prosto w pysk.
Ocena: 9,5/10
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
soczek
Filolog
Dołączył: 12 Lut 2008
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: znienacka
|
Wysłany:
Pon 1:07, 14 Wrz 2009 |
|
Spojrzałem tylko na ocenę, nie czytam jeszcze wypocin szacownego Kolegi, bo mam zamiar obejrzeć ten film bez uprzedniego oglądania recenzji i trailerów. A póki co hype jest niezły, każdy chwali Basterdsów ;]
edyta: <15.09 22:00>
no z tym 9,5/10 to chyba lekka przesada. film dobry, bardzo dobry nawet, ale faktycznie jak każda produkcja Quentina wymaga chwili, żeby wsiąknąć. Zgodzę się chyba ze wszystkimi wnioskami, oprócz jednego. Dłużyzny - wg mnie film niewiele by stracił gdyby go orżnąć tak z pół godziny.
Chyba to wina naszego olsztyńskiego super-mega-wow-szałowego multipleksu, ale ja tam wysiedzieć nie mogę dłużej niż godzina trzydzieści na żadnym filmie.
|
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soczek dnia Wto 21:03, 15 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Bush_Docta'
Filolog
Dołączył: 13 Wrz 2006
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 2/3
Skąd: Holy Mount Zion ;)
|
Wysłany:
Wto 0:31, 27 Paź 2009 |
|
To jest właśnie wada opcji 'edit'. Ciężko czasem dojrzeć jej efekt. Gdybym zobaczył wcześniej, odpowiedziałbym wcześniej
Wiesz, recenzja to jednak totalnie subiektywna forma oceny i, jeśli o mnie chodzi, to w mojej nie ma nic z przesady. Mimo upływu czasu moja dziewiątka z plusem zostaje na miejscu z bardzo prostego powodu, film po prostu na to zasługuje. Wiesz, może nie jestem do końca obiektywny bo Tarantino to mój ulubiony twórca filmowy, ale tak jak przed chwilą wspomniałem, na obiektywizm nie ma tu miejsca. Nie jestem jednak całkowicie zaślepiony jego twórczością i potrafię przyznać, że "Jackie Brown" czy "Death Proof" to filmy dobre, lub bardzo dobre i "tylko" bardzo dobre.
Mi nie potrzeba ani minuty żeby wsiąknąć ponieważ zrobiłem to już jakiś czas temu. Gdy widzę otwierającą scenę "Bękartów", gdy widzę jej tytuł, gdy słyszę te charakterystyczne dźwięki Ennio Morricone, to wiem że Q.T. wziął się za parafrazowanie innego geniusza kina, Sergio Leone. I cieszy mi się buzia bo oglądałem kilka filmów Leone i wiem, że tylko Quentin byłby w stanie tak znakomicie wykorzystać, wręcz podkraść jego styl, ale jednocześnie składając mu hołd.
Co do dłużyzn, czy Pulp Fiction byłoby tym samym filmem gdyby nie rozciągnięte gadki o dupie maryni? Po prostu taki jest styl Tarantino, niektórych to zniechęca, innych zachwyca
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|